niedziela, 15 listopada 2015

WYRZUTEK CZ.1/?


parring:Tsuzuku x Meto (Mejibray)

Od autoki: Ficzków o Mejibray jest malutko. A Tsuzuku i Meto jako para... to się zdarza? Najwyraźniej (przyznam bez bicia: to mój ulubiony parring i bardo dobrze mi się to pisze). Pierwsza notka na blogu! yay!
Zachęcam do komentarzy i tych miłych i tych niekoniecznie (jeśli będą uzasadnione), żeby zmotywować moje leniwe dupsko.

***
Słońce leniwie wychodziło zza chmur jakby i ono gwałtownie protestowało przed wstawaniem o tak barbarzyńskiej godzinie. Tsuzuku dreptał powoli przez park, który pachniał deszczem i świeżym chłodnym porankiem. Zaciągnął się tym zapachem przy okazji szczelniej zawijając się w przyduży sweter i przeklinając w duchu swoją głupotę. Nie wiedział co mu przyszło do głowy, żeby nie ubrać chociaż płaszcza, ale już się przyzwyczaił do robienia różnych rzeczy z nawet samemu sobie nie znanych przyczyn. Tłumaczył sobie swoje zachowanie impulsywnością i kierowaniem się sercem, ale do cholery ciężkiej gdzie go te serce zaprowadzi jak wcześniej umrze przez nie na jesienny katar. Na całe szczęście przed oczami wyrósł mu szary budynek w kształcie prostokąta. Wyglądał jakby jakieś gigantyczne dziecko bawiło się klockami i po końcu zabawy zapomniało go stamtąd zabrać. Ot najzwyklejsza geometryczna bryła. Boiska i ścieżka prowadząca do głównych drzwi były jeszcze puste, zbyt wczesna godzina na tłumy. Kręciły się tam jedynie nieliczne dzieciaki zabierające sobie szaliki, i grające krzykliwie w piłkę. Uśmiechnął się pod nosem. Gdy znalazł się w budynku przystanął przed schodami. Miał jeszcze czas, ale chciał udać się już do sali lekcyjnej, powtórzyć materiał. Aby dostać się do części dla liceum (do którego trzeciej klasy uczęszczał) miał do wyboru dwie drogi -Pierwsza dłuższa przez piętro podstawówki, druga- krótsza przez gimnazjum. Oczywistością było, którą wybierze. Wspiął się po schodach narzekając na bolące kolana (jak widać lubił sobie ponarzekać). Tu również było pusto. Szedł korytarzem, aż nagle usłyszał jakiś dziwny odgłos i przystanął. Wychylił się dyskretnie zaglądając w zaciszny zaułek z którego dobiegał ów hałas. Zobaczył dwóch chłopaków, jeden wyższy z głupkowatym uśmiechem szedł w jego stronę. W momencie gdy go wyminął przyjrzał się drugiemu, który wstawał właśnie i podniósł z podłogi wyświechtaną torbę, którą jego kolega zapewne kopnął i która zapewne należała do niego. Nie widział Tsuzuku, który mu się przyglądał. Przycisnął do siebie kurczowo torbę chowając twarz w dłoniach. Chyba płakał, bo trząsł się nieznacznie. Potem wyjął jakiś zeszyt i nerwowo zaczął bazgrać zapisane wcześniej notatki gryząc ołówek i ocierając ostatnie łezki. Tsuzuku coś ścisnęło w sercu. Trudno było nie znać tego chłopaka. Meto był pośmiewiskiem całej szkoły - ze względu na jego kolorowe włosy i kolczyki w uszach, na to, że nie był najbogatszy, ze względu na orientacje (Tsu też był gejem i jakoś nikomu to nie przeszkadzało) i tym podobne rzeczy. Kiedy tak patrzył na tego chłoptasia, z którym w sumie widział się pierwszy raz jeśli nie licząc plotek i mignięć jego czupryny, to stwierdził że nie potrafi zrozumieć ludzi. Jak takie stworzenie można było poniżać? Jak dla niego Meto był istotą uroczości. Powoli, żeby go nie wystraszyć podszedł do niego i ukucnął na odległości około metra. Meto zapewne myśląc, że chce go pobić lub zwyzywać skulił się pod ścianą drżąc i spuszczając panicznie wzrok. Ale on tylko wyciągnął dłoń z delikatnym ciepłym uśmiechem i ujął jego pokreślone zapiski.
-Hej Meto... Jestem Tsuzuku. Spokojnie nic ci nie zrobię... Widziałem jak ten chłopak cię potraktował i chciałem jakoś pomóc.
Chłopak uniósł zapłakane oczy na Tsuzuku nadal nic nie mówiąc. Teraz naprawdę nie rozumiał ludzi. Gdyby ktoś na niego patrzył takim wzrokiem od razu by mu odpuścił.
-Mogę ci pomóc... Chcesz?- zapytał znów patrząc na zeszyt. Był dobry z matematyki, a Meto był w niższej klasie (poznał po materiale, który przerabiali że w drugiej gimnazjum) więc nie miał z tym problemu.
Meto uniósł lekko głowę i spojrzał na niego zdziwiony i jeszcze nadal lekko przestraszony. Chwilę siedział w milczeniu, po czym rozejrzał się po korytarzu.
-Nie rób tego. Mi się nie pomaga... będziesz miał kłopoty.
Ale Tsuzuku tylko się roześmiał
-Nie sądzę. A nawet jeśli to mam na to wyjebane.
Usiadł obok Meto i zaczął mu tłumaczyć. Chłopak słuchając głosu starszego nie tylko zaczął rozumieć matematykę, ale też stopniowo rozluźniał się i poczuł odrobinę bezpieczeństwa.
Dopiero kiedy Meto otarł się o Tsu ręką, brunet zobaczył że jest w koszulce z krótkim rękawem. Niewiele myśląc zdjął swój sweter i narzucił mu na ramiona. Meto popatrzył na niego, a jego oczy zaszły łzami. Wstał wziął zeszyt, oddał Tsuzuku w ręce ubranie i odmaszerował korytarzem.
-Nie potrzebuje litości- szepnął jeszcze na odchodnym.
Chciał się rzucić za chłopakiem, ale powstrzymał go dzwonek. Zastanawiał się, czy Meto jest zwykłym chamem czy też może był już skrzywdzony tyle razy, że wyczuł w tym geście chęć ataku na jego osobę. W każdym razie ta tajemnicza kolorowa istotka nie dawała Tsuzuku spokoju. Szukał go na każdej przerwie, ale nie udało mu się choć miał wrażenie że czasem tu i uwdzie mignęły mu kolorowe włosy. Wreszcie po ośmiu godzinach zrezygnowany i przygarbiony, zmęczony całym dniem opuścił budynek szkoły. Szedł leniwie, jak zwykle przez park wsłuchując się w szum liści i ćwierkanie ptaków. Ale nagle przez te odgłosy przedarły się jakieś szydercze śmiechy i krzyki. Niezwłocznie przyspieszył kroku.
***

Krótko, bo krótko ale mam już pomysł na resztę fabuły. Jeszcze raz proszę- dajcie znać co myślicie w komentarzach!